Nie tylko udany film o kanciarzu, ale też satyra na degenerację biurokracji w PRL-u. Sprytny i pewny siebie oszust prosperuje, bo każdy boi się sprawdzić, czy on faktycznie nie jest podwieszony pod kogoś ważniejszego. Gdyby filmowy Wiśniak był ostrożniejszy, mógłby tak funkcjonować długie lata.
Słuszne spostrzeżenie. Ówczesny zbiurokratyzowany, zhierarchizowany system został "zhakowany" przez jednego spryciarza. Bardzo cenne są w filmie sceny pokazujące funkcjonowanie poszczególnych instytucji. Szczególnie zapadły mi w pamięć sceny w szpitalu. Po prostu cudo.
Tak jest poniekąd do dzisiaj. Kilka lat temu byłem odwiedzić ciocię w szpitalu. Po wejściu na salę pierwszy z brzegu pacjent zerwał się i przy pielęgniarkach powiedział do mnie +/-: "panie asystencie, pan tutaj?" odpowiedziałem: tak, odwiedzam ciocię, "a jak sprawy w prokuraturze?" odpowiedziałem: "idą swoim trybem. Przepraszam, śpieszę się, do widzenia".
Ciocia sobie chwaliła znaczną poprawę opieki (która i tak była na przyzwoitym poziomie).
(nie jestem żadnym asystentem, z prokuraturą nie mam nic wspólnego, z kimś mnie ten pan pomylił)